Autor: Tomasz Siemiński, Muzeum Zachodnio-Kaszubskie
“Z folkloru dawnego Powiatu Koszalińskiego”, wybrane fragmenty
Kamień pokutny w Strachominie
Niewątpliwie, obok niejednokrotnie obco brzmiącego dla ówczesnych mieszkańców nazewnictwa wsi, które najbardziej rzucało się w oczy i prowokowało do myślenia i interpretowania przeszłości, istniały jeszcze w terenie obiekty materialne, wokół których gromadziły się treści folkloru. Chyba najbardziej znanym był tzw. kamień mordercy, stojący pomiędzy Strachominem i Rusowem (Rutzow).

Strachomino — kamień pokutny dla upamiętnienia mordu dokonanego na osobie Petera Kameke, ok. 1925 r.; AUTOR NIEZNANY, ZBIORY MUZEUM NARODOWEGO W SZCZECINIE, SYGN. MNS/A.FOTO/4767
Miał wysokość około 1,5 m i szerokość około 0,5 m. Określany był przez dawnych mieszkańców nazwą Liekstein. Posiadał inskrypcję opisującą śmierć Petera Kameke, zamordowanego w tym miejscu w 1605 roku przez Christofa Damitza. Inskrypcja, opisująca morderstwo dokonane 28 czerwca 1605 roku, brzmiała: Szlachcic zacny błogosławiony Peter Kameke młodszy właściciel ziemski Strachomina przez Christofa Damitza właściciela ziemskiego z Pleśnej nędznym i żałosnym sposobem został zakłuty i z życia do śmierci powołany. Niech Bóg będzie łaskawy. Nad inskrypcją widniał herb rodziny Kameke – głowa kozła (por. ilustrację). Jak podaje Wojciech Łysiak, kamień był pierwotnie chroniony przez kilka kamiennych słupków. Obecnie nie istnieje, zaginął prawdopodobnie około 1972 roku za sprawą poleceń władz ówczesnego Państwowego Gospodarstwa Rolnego w Rusowie. Cosmus von Simmern (1581-1650), autor Kroniki Pomorza, zamieścił notatkę, w której wyjaśniał okoliczności zdarzenia. Otóż na chrzcinach we wsi Rusowo doszło pod wpływem alkoholu do kłótni między dwoma przyjaciółmi, Damitzem i Kameke. Kiedy obaj wracali do domu, zaczęli walczyć, w wyniku czego młody Peter Kameke poniósł śmierć. Osierocił małe dziecko, a jego żona została wdową. Opowieść kończy się stwierdzeniem, że po jakimś czasie żona zamordowanego poślubiła jednego z przedstawicieli rodu Podewilsów i w miejscu morderstwa na wieczną pamiątkę postawić kazała kamień z inskrypcją. O zabójcy słuch zaginął. Nie wiedziano, co się z nim stało ani gdzie przebywa.
Perypetie Krawca - Legenda
Zdarzało się wcześniej nieraz, że prowadzenie zajęć szkolnych w naszych wsiach należało do poczciwego rzemieślnika. Tak to więc raz w Strzepowie pewien krawiec miał nauczyć wiejską młodzież abecadła oraz ta¬bliczki mnożenia. Aby zwiększyć swoje i tak zbyt niskie dochody, krawiec ów przygry¬wał na dudach do tańca w okolicznych wsiach.
Pewnego razu odbywała się w sąsiednim Ustroniu Morskim (Henkenhagen) po¬tańcówka. Krawiec pięknie przygrywał do tańca, a na pożegnanie dostał od gospo¬darza na drogę, jak to wówczas było w zwyczaju, mały bochenek pszennego chleba i pieczone kurczę. Gdy znalazł się pośrodku Łasińskiego Lasu (Lassehner Holz), który rozciągał się wtedy od Strzepowa do Ustronia, usłyszał nagle, że ktoś za nim idzie, a gdy się odwrócił, ujrzał wilka. „Jest głodny” pomyślał krawiec, „ale może zadowo¬li się kawałkiem chleba”. Szybko rozłamał bochenek i zaczął biec, od czasu do cza¬su rzucając na ziemię kawałek chleba. To pomogło jednak tylko na chwilę i wkrótce wilk był znowu tuż za nim. „Może będzie miał dość, gdy dam mu jeszcze kurczaka” zastanawiał się krawiec. I tak to wilk małymi porcjami dostał pieczoną kurę. W ten sposób krawiec zdołał się od niego oddalić. Ale, o biada! Nienasycona bestia zbliżyła się do krawca po raz trzeci. „O, ja nieszczęsny – westchnął – będę musiał zakończyć życie pośród tej głuszy. Ale zanim się pożegnam z życiem, muszę jeszcze coś zagrać na moich dudach”. Wilk podszedł już bardzo blisko, gdy krawiec uruchomił swoje dudy. Wilk patrzył na krawca, krawiec na wilka. Zwierzę zaczęło robić miny i wyć na me¬lodię graną przez krawca. W końcu podkurczyło ogon i dało drapaka. „Ech – pomy¬ślał nasz przyjaciel – mój biedny kurczaku, gdybym wiedział, jak łatwo mogłem cię uratować.
Starzec z Miłogoszczy - Legenda
Poprzedni minister woj¬ny, ekscelencja von Kameke (ur. 1817) po zwolnieniu z funkcji wojskowej przebywał najczęściej w swoim majątku Miłogoszcz […]. Był to bardzo sympatyczny człowiek i kiedy spacerował w swojej prostej, skromnej kurtce po polach, często go nie rozpo¬znawano, co prowadziło do zabawnych sytuacji, z których najwięcej uciechy miał on sam.
Pewnego razu do wsi pomiędzy Kołobrzegiem a Koszalinem wyruszył na poligon mały oddział z kołobrzeskiego garnizonu. W czasie przerwy między ćwiczeniami ofi¬cerowie zobaczyli, jak starszy, sympatycznie wyglądający mężczyzna przejeżdżał po¬lną drogą. „Spójrz! – powiedział jeden z oficerów do swojego kompana – jakiego ma pięknego konia!”. Niewiele myśląc, zawołał do starca, czy potrafi jeździć. „Pokażę! – zaśmiał się starzec. – Spróbujemy!”. Po czym zaczął kłusować w tę i z powrotem według komend oficera. W końcu młody oficer powiedział: „Do diabła, ależ on po-trafi jeździć! Kim pan jest?”. Starzec zaśmiał się i powiedział: „Proszę pozdrowić Pańskiego dowódcę od starca z Miłogoszcza”. Ipozdrawiając na sposób wojskowy, i śmiejąc się w duchu, szybko się oddalił